Dostałem książkę. Niby nic. Czasem dostaję nawet kilka książek... Czsem dostanę butelkę wina... też fajnie! Kiedyś, dostałem łuk. Od Mikołaja pod poduszkę. Super był, tylko drugiego dnia się złamał i mama musiała raklamować go w Składnicy Harcerskiej... Ale, zaraz, zaraz... a, no więc ta książka to jest o gotowaniu, znaczy taka bardziej kucharska, ale historyczna jakby. "KUCHNIA WIELKICH MISTRZÓW" jest zbiorem współczesnych adaptacji, przepisów z kuchni malborskiego zamku. Na szczęście, tego co jadali wielcy mistrzowie, a nie więźniowie w lochu...
Nigdy nie robiłem tu nikomu "pijara" i nie będę, jak nie będę przekonany, że warto, ale ta książka naprawdę bardzo mi się podoba. A! Żeby było jasne: kupować jej nie kupujcie. Ja ją mam i jak coś będziecie chcieli ugotować po krzyżacku, to musicie zaglądać do mnie na bloga :)A tak na marginesie, to powiem, że braciszkowie sobie nie źle podżerali!
No to mała próbka z Malborka.
Ryba jest z ryżem, w oryginale z dzikim. Ja miałem brązowy, ale wyglądał naprawdę dziko. Ugotowałem go w wywarze jarzynowym i wymieszałem z odrobiną podsmażonej cebuli.
Dodatkiem były szparagi (sorki!) ugotowane w wodzie z solą, cukrem, listkiem laurowym, goździkiem i gałązką tymianku.
Do ryby zrobiłem taki jakby dresing z poplasterkowanej rzodkiewki, dymki, czosnku, natki kolendry, wymieszanych z sokiem z jednej lemonki z setką oliwy extra. Trzeba zrobić wcześniej, żeby się przegryzło.
A tilapię trzeba po prostu natrzeć solą, grubo grubym pieprzem i upiec.
Proste jak zwykle... A pyszne... jak zwykle :)
Dzięki Krycha!